Kto to jeszcze pamięta? Kiedyś przed laty, które na dziesiątki już się liczą, bo było to w 1952 roku, jazzowy geniusz, Kreolczyk z Nowego Orleanu, Sidney Bechet, skomponował kolejny ze swoich hitów. Utwór, jak przystało na mieszkańca Paryża, do którego Bechet (1897 -1959) przeniósł się na ostatnie kilka lat swego życia, otrzymał francuski tytuł: Petite Fleur.
Nie udało mi się odszukać informacji, od którego roku faktycznie grany był w Polsce, w każdym razie na pewno był przebojem przez lat co najmniej kilkanaście. Na przełomie lat 50/60 i chyba po lata siedemdziesiąte należał do stałego repertuaru wszelkich możliwych orkiestr i każdego wykonawcy, od zespołów klubowych po knajpianych klezmerów, do kotleta przygrywających. A kiedy dobiegały nas dźwięki płyty, zgranej do niemożliwości, prawie na pewno wiadomo było, że za tymi drzwiami odbywa się prywatka.
Zrobiłam własną, malutką zabaweczkę internetową: filmik, na którym małe i większe kwiatki z mojego ogrodu są skromniutką ilustracją do tej muzyki, wykonywanej przez jednego ze znakomitszych jazzmanów, Boba Wilbera. Jest on wielkim admiratorem i popularyzatorem muzyki Becheta.
Nie udało mi się odszukać informacji, od którego roku faktycznie grany był w Polsce, w każdym razie na pewno był przebojem przez lat co najmniej kilkanaście. Na przełomie lat 50/60 i chyba po lata siedemdziesiąte należał do stałego repertuaru wszelkich możliwych orkiestr i każdego wykonawcy, od zespołów klubowych po knajpianych klezmerów, do kotleta przygrywających. A kiedy dobiegały nas dźwięki płyty, zgranej do niemożliwości, prawie na pewno wiadomo było, że za tymi drzwiami odbywa się prywatka.
Zrobiłam własną, malutką zabaweczkę internetową: filmik, na którym małe i większe kwiatki z mojego ogrodu są skromniutką ilustracją do tej muzyki, wykonywanej przez jednego ze znakomitszych jazzmanów, Boba Wilbera. Jest on wielkim admiratorem i popularyzatorem muzyki Becheta.